Od trzech lat prowadzi bloga "Szafranowy raj", na którym dzieli się z czytelnikami autorskimi przepisami, kucharskimi anegdotkami, a niekiedy także osobistymi przeżyciami. Telewizyjna przygoda pomogła mu zaistnieć w "wielkim świecie", a co najważniejsze, pozwoliła spełnić jego najskrytsze marzenia. Obecnie Bartek pracuje w jednym z najlepszych hoteli w Polsce - w warszawskim Hotelu Bristol.
Dominika Szylar: Skąd wzięła się u Ciebie pasja do kulinarnej sztuki? Jak wyglądały początki Twojej przygody z gotowaniem?
Bartek Boratyn: Moja kulinarna przygoda rozpoczęła się bardzo dawno temu. Już jako przedszkolak lubiłem przyglądać się, jak mama gotuję potrawy czy przygotowuje desery. Kulinarny świat od najmłodszych lat fascynował mnie i ogromnie ciekawił. W rodzinnym albumie widnieje nawet zdjęcie, które uwiecznia moment wspólnego pieczenia sernika - ja stałem wówczas na krześle, a mama dodawała kolejne składniki do masy serowej. Ta fotografia została wykonana, kiedy miałem trzy latka. Z upływem czasu nie byłem już tylko obserwatorem, ale czynnie włączałem się do prac w kuchni. Potem w okresie podstawówki i gimnazjum co tydzień w sobotę wstawałem specjalnie bladym świtem, by oglądać ulubiony program Pascala Brodnickiego "Pacal, po prostu gotuj". Pascal bardzo mnie inspirował, był moim autorytetem. Zawsze chciałem mu dorównać - gotowałem według jego przepisów, naśladowałem jego gesty. Sukcesywnie próbowałem też zmieniać coś w znanych mi recepturach, na swój sposób je ulepszać. Gdy program zniknął z anteny, pojawił się nowy - "Kuchenne rewolucje". Może zabrzmi to absurdalnie, ale teraz mogę powiedzieć, że program ten przyczynił się do diametralnych zmian, jakie zaszły w moim życiu…
D.S.: Jak to się stało, że wspomniany program, tak bardzo wpłynął na bieg Twojego życia?
B.B: Gdy "Kuchenne rewolucje" pojawiły się na antenie telewizji TVN, stałem się ich wiernym widzem. Muszę przyznać też, że od razu zakochałem się w prowadzącej - pani Magdzie Gessler. Oczywiście była to miłość platoniczna (śmiech). Należałem do wielkich fanów pani Magdy - imponowała mi swoim niepowtarzalnym charakterem, a w szczególności tym, że nie boi się wyrażać swojego zdania i jest konsekwentna w tym, co robi. Moim pragnieniem było otrzymać jej autograf, spotkać się z nią i uścisnąć rękę. Wtedy wydawało mi się to bardzo nierealne, a wręcz niemożliwe... Jednak determinacja i upór w dążeniu do celu w krótkim czasie pozwoliły mi spełnić największe marzenia - podczas warsztatów "Smaki życia Magdy Gessler" osobiście poznałem swoją idolkę, dostałem od niej autograf, uścisnąłem dłoń, a nawet udało mi się z nią porozmawiać! Wówczas pani Magda poradziła mi, abym spróbował pokazać ludziom swą pasję oraz dzielił się z nimi tym, co kocham. Pierwsze spotkanie z gwiazdą stało się impulsem do stworzenia mojego bloga, a rozwijające się zainteresowania sprawiły, że zdecydowałem się wziąć udział w programie "MasterChef". Dzięki mojej nastoletniej fascynacji osobą pani Magdy i programem "Kuchenne rewolucje" osiągnąłem sukces, o którym dawniej mogłem tylko pomarzyć.
D.S.: Rozmawiając z Tobą, nie mogę nie zapytać o Twój udział w "Master Chefie". Kiedy zdecydowałeś się w nim wystartować? Jak wyglądała Twoja droga w programie?
B.B: Od dłuższego czasu zastanawiałem się nad wzięciem udziału w tym programie, ale moment kulminacyjny, w którym na poważnie zdecydowałem się wystartować przyszedł, o dziwo, na matematyce! (śmiech) Pamiętam dokładnie tę chwilę: to był zwykły, szary dzień w szkole, lekcja matematyki. Nie lubiłem tego przedmiotu, więc znudzony włączyłem Internet w telefonie i niespodziewanie na jednej ze stron zobaczyłem informację o odbywającym się w Krakowie precastingu do "Master Chefa". Nagle ogarnęła mnie chęć działania i niepojęte szczęście. Od razu chciałem podzielić się z przyjaciółmi swoimi zamiarami związanymi z chęcią wyjazdu do "miasta królów". Nie musiałem nawet dużo mówić, bo mimika świadczyła sama za siebie. Wszyscy ucieszyli się, że wreszcie zdecydowałem się zaryzykować i zawalczyć o tytuł polskiego Master Chefa. Mijały kolejne tygodnie, a ja byłem coraz bardziej pewien słuszności swej decyzji. Wreszcie nadszedł dzień precastingu. W jego trakcie postanowiłem zaprezentować tort w kształcie serca. W czasie prezentacji emocje sięgały zenitu. Spotkanie tylu autorytetów było dla mnie niezwykłym przeżyciem. Szybko okazało się, że mój wypiek wywarł pozytywne wrażenie na jury i dostałem się do castingu głównego, który odbył się 3 dni po mojej maturze. Przygotowałem deserową zupę szampańską z zagęszczoną białą czekoladą z bezami oraz truskawkami. To danie tak posmakowało jury, że otrzymałem fartuch od Magdy Gessler - tym samym dostałem się do programu! To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu…
D.S.: Dlaczego zaprezentowałeś deserową zupę szampańską? Co skłoniło Cię do przygotowania tak oryginalnego dania?
B.B: Zarówno podczas precastingu, jak i castingu głównego, chciałem pokazać się od jak najlepszej strony. Ponadto pragnąłem, aby przygotowane przeze mnie dania odzwierciedlały moją osobowość i ukazały jury, jaki rodzaj kuchni lubię najbardziej.
D.S.: Co dał Ci udział w "Master Chefie"?
B.B: Był dla mnie cudowną przygodą. Dzięki niemu spełniłem swoje marzenia: rozwinąłem swoje zdolności kulinarnie, nabrałem pewności siebie, a przede wszystkim nawiązałem kontakt z ludźmi, których dotychczas znałem tylko ze szklanego ekranu. Gdyby nie "Maser Chef", nie byłoby mnie w tym miejscu, w którym jestem. Śmiało mogę powiedzieć, że program zmienił moje życie.
D.S.: Wspomniałeś, że nawiązałeś wiele znajomości z osobistościami telewizyjnymi. Kogo miałeś okazję poznać?
B.B: Poznałem m.in.: jurorów "Master Chefa", a także wiele innych osobistości, np.: Maję Sablewską, Dorotę Wellman, Dorotę Gardrias, Paulinę Krupińską, Krzysztofa Gojdzia czy Pascala Brodnickiego.
D.S.: Którego z wymienionych celebrytów najbardziej lubisz?
B.B: Każdy z nich jest inny i czym innym do siebie przyciąga. Wszystkich ich bardzo lubię i szanuję, ale moim numerem jeden jest oczywiście Magda Gessler. To przemiła osoba z cudownym charakterem. Zawsze świetnie wygląda. Gdy tylko się z nią spotykam, uwieczniam ten moment i robimy wspólne selfie. Panią Magdę traktuję jak matkę. To właśnie ona w dużej mierze przyczyniła się do mojego sukcesu. Jestem jej za to bardzo wdzięczny.
D.S.: Wiem, że już kilkakrotnie miałeś okazję wystąpić w "Dzień dobry TVN". W jaki sposób dostałeś się do tego programu? Jak pracowało Ci się przy jego realizacji?
B.B: Moja przygoda z "Dzień dobry TVN" zaczęła się od wyznaczenia sobie celu, jakim było znalezienie się w kuchni tego programu śniadaniowego. Muszę przyznać, że jest to bardzo trudne do osiągnięcia, gdyż przeciętny człowiek ma raczej małe szanse, by się tam znaleźć i pokazać, co potrafi. Ja byłem zdeterminowany i dzielnie przez trzy lata prowadziłem bloga. Prawdopodobnie moja pracowitość i zaangażowanie przyczyniły się do tego, że udało mi się gościnnie wystąpić w "Dzień dobry TVN". Moje pierwsze gotowanie na ekranie odbyło się w Dzień Dziadka. Nagrywaniu programu towarzyszyły ogromne emocje, ale wszystko było tak bardzo pozytywne, że udało mi się przezwyciężyć stres. Wspaniali prowadzący - Dorota Wellman oraz Marcin Prokop - dodawali mi tak wiele pozytywnej energii, że tylko czekałem, kiedy nastąpi czas wejścia na antenę. Wszystko było takie ekscytujące! Miesiąc po pierwszej wizycie w "Dzień dobry TVN" dostałem następny telefon z zapytaniem czy zechciałbym znów pokazać na ekranie jakieś pyszności. Bez wahania zgodziłem się. Tym razem wykonywałem zupy dla dzieci. Podczas drugiego pobytu w TVN atmosfera również była wspaniała. Zaś w trakcie trzeciej wizyty przygotowałem potrawy z avocado. Zrobiłem dwie fantastyczne sałatki, jedną z karmelizowaną gruszką w białym winie z fetą, zaś drugą ze smażonymi krewetkami ze świeżą papają, w której oczywiście dominowało avocado. Stworzyłem również stek z puree z batatów oraz najbardziej kontrowersyjne, ale jakże nieprawdopodobnie pyszne, praliny z avocado. Odczuwałem ogromną radość, że już po raz trzeci mogę podzielić się z innymi swoją pasją i energią. Wreszcie przyszedł czas na czwartą, najważniejszą i najszczęśliwszą, wizytę. Wówczas zostałem przez stację zaproszony do przygotowania tortu dla Buddy'ego Valastro - słynnego Włocha, który jest znanym na całym świecie cukiernikiem. Nigdy nie myślałem, że go spotkam, że coś dla niego upiekę, a jednak po raz kolejny nierealne stało się realne… Tort, który dla niego przygotowałem, wyszedł znakomicie! Połączyłem w nim bardzo nietypowe smaki - kwaśną marakuję ze szlachetną różą. Na spodzie znajdował się pieczony mus czekoladowy, a na wierzchu płatki prawdziwego złota. Buddy, gdy skosztował mojego kulinarnego dzieła, powiedział, że jest wspaniałe! Emocje tego dnia były tak silne, że nic więcej nie pamiętam…Ostatnio zaś miałem okazję przyrządzać w programie słodkie przyuszności z okazji Tłustego Czwartku. Jak zwykle było cudownie! Podsumowując, muszę przyznać, że za każdym razem przy produkcji "Dzień Dobry TVN" pracowało mi się znakomicie. Czekam oczywiście na kolejne zaproszenie, bym znowu mógł podzielić się swoją pasją oraz energią z zasiadającymi przez telewizorami śpiochami.
D.S.: Znajomości z celebrytami, telewizja, kamery, blask reflektorów… Jak ty - młody łańcucianin - radzisz sobie w wielkim świecie?
B.B: Barwny świat show-biznesu jest niezwykle ekscytujący i intrygujący. Myślę, że całkiem nieźle się w nim odnalazłem. Oczywiście początkowo wszystko, co związane z telewizją, było dla mnie zagadkowe, niepewne. Pierwsze tygodnie mojej medialnej kariery nie należały do najłatwiejszych. Publiczne występy niosły ze sobą sporo stresu. Z upływem czasu zacząłem się z nimi oswajać. Pomogła mi w tym wrodzona siła charakteru oraz życzliwość ludzi, których spotkałem na swej drodze. Teraz w show-biznesie czuję się niczym ryba w wodzie, a "wielki świat" coraz bardziej mnie pociąga.
D.S.: Rozwijasz swoją karierę medialną, ale nie zapominasz też o tej kulinarnej. Słyszałam, że obecnie pracujesz w Hotelu Bristol, czym się tam zajmujesz?
B.B: Tak, to prawda, obecnie pracuję w legendarnym, a przede wszystkim najlepszym hotelu w Polsce. Nie wierzę do tej pory, że to się dzieje naprawdę, a jestem tam już ładnych parę miesięcy. Zacząłem od pracy w kuchni, lecz gdy cukiernik - Pastry Chef - Grzegorz Walicki, szedł korytarzem z pięknym tortem, postanowiłem, że muszę nauczyć się robić takie wspaniałości i rozpocząłem pracę jako cukiernik. To ogromny zaszczyt pracować z najlepszymi, a przede wszystkim uczyć się od nich w tak wyjątkowym miejscu. Codziennie staram się podpatrywać, pytać, poznawać nowe tajniki cukierni. Razem z mistrzami tworzymy wspaniałe ciasta, torty oraz desery. Muszę dodać, że jestem bardzo wdzięczny moim szefom kuchni - Carlosowi, Sylwestrowi oraz Grzegorzowi, którzy poświęcają mi dużo czasu i odkrywają ze mną kulinarny świat.
D.S.: Mimo młodego wieku osiągnąłeś wiele. Co uważasz za swój największy sukces?
B.B: Wszystko, co się wokół mnie na co dzień dzieje - nowe doświadczenia, nowe znajomości, to dla mnie powody do dumy oraz wielkiej radości. Jednak myślę, że moim największym osiągnieciem jest to, że stacja TVN umożliwiła mi przygotowanie tortu dla Buddy'ego Valastro, bo nikt inny w Polsce nie otrzymał takiej szansy.
D.S.: Jaki jest Twój przepis na sukces?
B.B: Teraz, z perspektywy kilku lat, wiem, że wiadomości zdobyte z kulinarnych książek to malutka kropla w porównaniu do wiedzy zaczerpniętej z doświadczenia. Z czasem wypracowałem sobie własną recepturę na sukces, a jest nią ciężka praca pomieszana ze szczyptą pasji i nutką pozytywnej energii.
D.S.: Muszę przyznać, że podoba mi się Twój przepis na sukces. Chyba go wypróbuję… Teraz nasuwa mi się jeszcze pytanie: czy uważasz się za osobę sukcesu?
Jestem bardzo zadowolony ze swoich osiągnieć, ale na to, żeby nazywać się człowiekiem sukcesu, jest jeszcze stanowczo za wcześnie. Mam nadzieję, że w przyszłości, gdy znowu umówimy się na wywiad, będę mógł z czystym sumieniem powiedzieć Ci: "Tak, jestem człowiekiem sukcesu!"
D.S.: Na zakończenie powiedź, jakie masz plany na przyszłość?
B.B: Nie chcę i przede wszystkim nie lubię nic planować! Żyję chwilą, bo to jest piękne… Mam oczywiście marzenia - najbardziej realne i bliskie spełnieniu jest wydanie mojej pierwszej książki kulinarnej, którą "od a do z" stworzyłem. Poszukuję jedynie dobrych ludzi, którzy zechcieliby mi pomóc w jej wydaniu, gdyż są to niestety spore wydatki. Naturalnie moim pragnieniem jest też to, by jak najczęściej gotować dla fanów w telewizji - sprawia mi to ogromną radość i satysfakcję.
D.S.: Jeszcze raz dziękuję za niesamowitą rozmowę. Życzę, aby udało Ci się osiągnąć wszystkie wyznaczone cele, zarówno te dotyczące życia zawodowego, jak i prywatnego.